Jak podaje producent, podobno co trzy sekundy na całym świecie sprzedaje się jedna lalka Barbie, która dostępna jest już w 150 krajach. Od kilku lat roczna wartość sprzedanych lalek Barbie wynosi 1 miliard dolarów. Barbie w social mediach; Barbie jak każda prawdziwa gwiazda posiada swój profil na Instagramie. W powieściowej konstrukcji bohaterów, szczególnie Stanisława Wokulskiego, odnaleźć można cechy świadczące o ich przynależności zarówno do romantyzmu, jak i pozytywizmu. Józef Bachórz pisze o jednym z aspektów charakteryzujących postaci w Lalce: Źródło: Bolesław Prus, Lalka, oprac. J. Bachórz, Wrocław 1991, s. 572–573. Omów zagadnienie na podstawie Lalki Bolesława Prusa. W swojej odpowiedzi uwzględnij również wybrany kontekst. Ostatnia aktualizacja: 2023-10-18 20:55:31. Opracowanie stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. „Wokulski?… Wokulski?… — szepcze panna Izabela. — Któż to jest ten Wokulski, który dziś tak nagle ukazał się jej od razu z kilku stron, pod rozmaitymi postaciami. Co on ma do czynienia z jej ciotką, z ojcem?…” I otóż zdaje się jej, że już od kilku tygodni coś słyszała o tym człowieku. Czytaj dalej: Warto odnaleźć w sobie siłę i odwagę, aby mierzyć się z trudnościami. Uzasadnij słuszność twierdzenia, przywołując odpowiednie przykłady z utworów literackich. Ostatnia aktualizacja: 2022-10-05 21:58:59. Opracowanie stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. 1. Problem postępu cywilizacyjnego i nauki. „Lalka” jest powieścią dojrzałego, krytycznego realizmu, nurtu literackiego, którego przedstawiciele stawiają sobie za cel przedstawienie złożonego obrazu rzeczywistości, opartego na dogłębnej analizie zjawisk – historycznych, cywilizacyjnych, politycznych, gospodarczych i społecznych. . Jesteś w:Ostatni dzwonek -> Lalka Podczas obiadu jej ojciec opowiadał o Wokulskim, zachwycając się jego majętnością i zacnością. Izabela przypomniała sobie, iż poznała „tego kupca” kilka dni temu w sklepie. Zrobił wówczas na niej złe wrażenie swoimi bardzo czerwonymi dłońmi, których widok wywołał w niej obrzydzenie. Po obiedzie panna Łęcka otrzymała drugi list od ciotki (hrabina przepraszała za propozycję w sprawie sreber oraz donosiła, iż Wokulski zaofiarował kolejną sumę wspomagającą jej działalność dobroczynną – zobowiązał się pokryć koszty odrestaurowania i wystroju grobu w kościele). Po lekturze w Łęckiej zrodziła się pogarda i zniecierpliwienie dla poczynań tego człowieka. Poszła się położyć, ponieważ nie mogła już wysłuchiwać samych pochwał na temat Wokulskiego. Z rozmowy z ojcem dowiedziała się także, iż to właśnie Stanisław wykupił ich srebra oraz jego weksle. Tomasz wygadał się jeszcze, iż wygrywa w karty z kupcem, co wzbudziło w pannie pewność, że Wokulski specjalnie daje się ogrywać. Doszła do wniosku, że mężczyzna ją osacza i że próbuje wkraść się, poprzez planowane z nią małżeństwo, do sfery arystokracji. Słuchanie o jego dobroci bardzo ją oburzało, posądzała go o złe zamiary. Gardziła nim, mimo iż prócz kilkusekundowego spotkania, nie znała go lepiej: „- Nic znasz tych ludzi [pokroju Wokulskiego], a ja widziałam ich przy pracy. W ich rękach stalowe szyny zwijają się jak wstążki. To straszni ludzie. Oni dla swoich celów umieją poruszyć wszystkie siły ziemskie, jakich my nawet nie znamy. Oni potrafią łamać, usidlać, płaszczyć się, wszystko ryzykować, nawet - cierpliwie czekać...”. Łęcka uświadomiła sobie, iż zawsze wzbudzali w niej odrazę ludzie żebrzący na ulicy, co jest dowodem braku współczucia dla biednych i wywodzących się spoza jej sfery. Rozdział VII Gołąb wychodzi na spotkanie węża W Wielką Środę o jedenastej rano panna Izabela z Florentyną pojechały powozem do sklepu Stanisława Wokulskiego. Obok starego budynku był budowany nowy, dużo większy i Łęcka pomyślała, że to dla niej Wokulski go buduje, że chce ją tym kupić. W sklepie poprosiła pana Mraczewskiego o pomoc w wyborze rękawiczek. Po dokonanym zakupie podeszła do kantorku, w który pracował właściciel i z wielką pogardą spojrzała na Wokulskiego, pytając o zakupione srebra Łęckich. Otrzymawszy odpowiedzi na nurtujące ją pytania, wraz z Florentyną opuściła pomieszczenie. Wokulski był zdziwiony, a jednocześnie rozczarowany tonem jej głosu i pogardą, która z niego biła podczas rozmowy: „Po całorocznej gorączce i tęsknocie przerywanej wybuchami szału skąd naraz ta obojętność? Gdyby można było jakiegoś człowieka nagle przerzucić z balowej sali do lasu albo z dusznego więzienia na chłodne obszerne pole, nie doznałby innych wrażeń ani głębszego zdumienia (...)A jak ona rozmawiała ze mną. Ile tam było pogardy dla marnego kupca..." Zapłać temu panu!..." Paradne są te wielkie damy; próżniak, szuler, nawet złodziej, byle miał nazwisko, stanowi dla nich dobre towarzystwo, choćby fizjognomią zamiast ojca przypominał lokaja swej matki. Ale kupiec - jest pariasem... Co mnie to wreszcie obchodzi; gnijcie sobie w spokoju!"”. Uświadomił sobie, że po rocznej tęsknocie, o której jego ukochana nie miała pojęcia oraz po zdarzeniu, którego był przed momentem uczestnikiem, nie czuł już do niej chyba nic ponad obojętność: „No, nigdy bym nie przypuszczał, że mogą istnieć tak cudowne kuracje. Przed godziną byłem pełen trucizny, a w tej chwili jestem tak spokojny i - jakiś pusty, jakby uciekła ze mnie dusza i wnętrzności, a została tylko skóra i odzież. Co ja teraz będę robił? czym będę żył?... Chyba pojadę na wystawę do Paryża, a potem w Alpy...". Rozdział VIII Medytacje Aby ochłonąć i zastanowić się nad wszystkim, Wokulski wyszedł na spacer. Skierował swoje kroki ulicą Karową w kierunku Wisły. Przypomniał sobie, jak znajomy wspominał o bulwarach znajdujących się w tamtej części Warszawy i postanowił je obejrzeć. Chciał zobaczyć płat nadrzecznej ziemi zasypanej śmieciami. Patrząc na dzielnicę nędzy: Powiśle, obserwował rudery i lepianki, które zajmowali biedacy bez pracy i pieniędzy. Mimochodem zaglądał w zapadnięte poniżej bruku okna, z których wyłaniała się nędza. To wszystko przypominało mu własne dzieciństwo i młodość, które upłynęły na ciężkiej pracy i nauce. Zdał sobie sprawę, jak wiele zawdzięczał pobytowi na Syberii. Wspominał pierwsze spotkanie Łęckiej w warszawskim teatrze, będące impulsem do porzucenia naukowych badań przyrodniczych, i usilne zabiegi, aby ją później ujrzeć: „Siedziała w loży z ojcem i panną Florentyną, ubrana w białą suknię. Nie patrzyła na scenę, która w tej chwili skupiała uwagę wszystkich, ale gdzieś przed siebie, nie wiadomo gdzie i na co. Może myślała o Apollinie?... Wokulski przypatrywał się jej cały czas. Zrobiła na nim szczególne wrażenie. Zdawało mu się, że już kiedyś ją widział i że ją dobrze zna. Wpatrzył się lepiej w jej rozmarzone oczy i nie wiadomo skąd przypomniał sobie niezmierny spokój syberyjskich pustyń, gdzie bywa niekiedy tak cicho, że prawie słychać szelest duchów wracających ku zachodowi. Dopiero później przyszło mu na myśl, że on nigdzie i nigdy jej nie widział, ale - że jest tak coś - jakby na nią od dawna czekał. " Tyżeś to czy nie ty?..." - pytał się w duchu, nie mogąc od niej oczu oderwać. Odtąd mało pamiętał o sklepie i o swoich książkach, lecz ciągle szukał okazji do widywania panny Izabeli w teatrze, na koncertach lub na odczytach. Uczuć swoich nie nazwałby miłością i w ogóle nie był pewny, czy dla oznaczenia ich istnieje w ludzkim języku odpowiedni wyraz. Czuł tylko, że stała się ona jakimś mistycznym punktem (…)”. Dla niej postanowił zostać bogaczem i, w konsekwencji tego, wyruszył zdobyć fortunę na wojnie z Bułgarią, mimo sceptycznych uwag swego znajomego doktora Szumana (u którego leczył się z melancholii). Z zamyślenia wyrwało go spotkanie z Wysockim, robotnikiem najemnym, byłym pracownikiem przy rozładowywaniu transportu w Warszawie, który opowiedział o swoim ciężkim życiu. Wraz z rodziną żył w strasznej biedzie: zimę spędzili u jego brata, a teraz nie mają na komorne, zdechł mu koń i pozostają bez środków na utrzymanie. Wokulski dał mu dziesięć rubli i powiedział, że od jutra ma przyjść do niego do pracy przy przewozach. Po wylewnym podziękowaniu, Wokulski zawrócił. W drodze powrotnej znowu miał przywidzenia z przeszłości, cały czas bił się z dręczącymi go myślami. Gdy wrócił do sklepu, zastał baronową Krzeszowską, oglądającą neseserki. Wokół damy kręcił się pan Mraczewski, pomagając w wyborze. Sfinalizowanie transakcji przerwało pojawienie się barona Krzeszowskiego, męża podirytowanej kobiety. Mężczyzna po zakupie wielu towarów nakazał odesłanie ich do domu. Przez całą tę scenę małżeństwo nie zamieniło ze sobą ani słowa. Po wyjściu barona, Krzeszowska oznajmiła Wokulskiemu, iż był to jej mąż, z którym właśnie się rozwodzi. Z kolei, gdy ona wyszła, wrócił baron z zapytaniem, o co „ta dama” pytała i co mówiła. Nie uzyskał jednak od Wokulskiego odpowiedzi. Mraczewski skomentował wyjście barona informacją o trwającej przeszło rok wojnie małżeństwa, której powodem jest kamienica Łęckiego (kłócili się, kto ma ją kupić), w której mieszkała baronowa. Wokulski nie mogąc wysłuchiwać ciągłych plotek subiekta, jego uwag o socjalistach i Żydach - zwolnił subiekta z pracy. Na drugi dzień, w Wielki Czwartek, do Wokulskiego przyszło małżeństwo Krzeszowskich (oddzielnie) z prośbą o ponowne przyjęcie Mraczewskiego. Mimo wstawiennictwa Rzeckiego, Wokulski był nieugięty i na wolne miejsce przyjął pana 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 Szybki test:Rossi to tragik i artysta:a) włoskib) francuskic) węgierskid) weneckiRozwiązaniePierwszy raz Wokulski zobaczył Łęcką w:a) hotelub) parkuc) kościeled) teatrzeRozwiązanieSuzin, partner Stanisława w interesach, był:a) Rosjaninemb) Polakiemc) Niemcemd) ŻydemRozwiązanieWięcej pytań Zobacz inne artykuły: Partner serwisu: kontakt | polityka cookies Witajcie kochani Powstała kolejna lalka. Tak jak poprzednia uszyta jest z materiału. Rączki i nóżki ma ruchome. Może dzięki temu swobodnie siadać. Buzie ma namalowaną. Przeczytałam W końcu udało mi się na nią trafić w bibliotece. Książka w miarę nowa z 2009 roku. ...Pewnego pogodnego, jesiennego dnia małe amerykańskie miasteczko Chester's Mill zostaje nagle i niewytłumaczalnie odcięte od świata. Otacza je niewidoczne pole siłowe, które mieszkańcy zaczynają nazywać kopułą. Sytuacja szybko się pogarsza. Pole wpływa niekorzystnie na środowisko, a ludzi powoli ogarnia panika... Od samego początku trzyma trzyma w napięciu. Nie mogłam się oderwać. Przeczytałam w ciągu kilku dni choć to prawie tysiąc stron. Wszystkim fanom King'a POLECAM ! Na podstawie książki powstał serial. Nie oglądałam go, ale teraz po przeczytaniu książki poszukam. Obiecałam sobie, że po przeczytaniu "Pod Kopułą" nie prędko sięgnę po następną książkę. Jednak dostałam na urodzi to(moje córki wiedzą czym mogą sprawić mi przyjemność): Jest to 3 część trylogii. Nowość wydana 2016 roku. Pierwszą część Pan Mercedes i drugą Znalezione nie Kradzione mam i oczywiście czytałam. Zaraz zaczęłam konsumować mój prezent. Nie mogłam się oprzeć. I jak tu skończyć z uzależnieniem? Lubię czytać,ale czytanie strasznie pochłania czas. Działa na mnie jak narkotyk. Jak zacznę to już nie mogę przestać. Naprawdę nic tak na mnie nie działa jak książki. Mam tak od dziecka. Film mogę wyłączyć w połowie i obejrzeć go później, a z odłożeniem książki zawsze mam problem. Dlatego jak wiem, że mam dużo pracy nawet nie sięgam po książki. Omijam bibliotekę. Nie wiem czy ktoś podziela mój pogląd. Uważam, że książki uzależniają najbardziej. Niektórzy mówią telewizja, komputery, internet, gry. Powiem tak:wszystkiego próbowałam, ale to wszystko szybko się nudzi. Książki nie nudzą się nigdy. W dodatku czytając nie można robić niczego więcej. Oglądając film robię na szydełku, kręcę rurki, gotuje obiad. Robiąc coś na komputerze też potrafię się oderwać i np. zamieszać zupę :) Gdybym gotowała obiad i czytała to na bank bym wszystko przypaliła. Oderwało by mnie chyba dopiero walenie straży pożarnej do drzwi. Oj się rozpisałam. Chyba Was nie zanudziłam. Pozdrawiam serdecznie i do zaś pa pa Eve-Jank Ps. Bardzo dziękuje wszystkim za życzenia urodzinowe. Każdy z nas zna przysłowia takie jak: „Każdy jest kowalem własnego losu” lub „Fortuna kołem się toczy”. Pierwsze z nich wskazuje na to, że to od każdego człowieka zależy, jak będzie wyglądało jego życie i do czego w nim dojdzie, drugie mówi jednak o przypadkowości z jaką ludzie obdarowywani są przez los szczęściem i bogactwem. Które więc z tych twierdzeń jest bliższe prawdy? Rozważania takie towarzyszą ludzkości od pokoleń, nie pomijali ich w swoich dziełach również przedstawiciele literatury, w tym literatury polskiej. Problem ten poruszył Bolesław Prus w swojej powieści pt. Lalka. Głównym bohaterem jednej z najwspanialszych powieści nie tylko epoki pozytywizmu, lecz w ogóle całej literatury polskiej, Lalki Bolesława Prusa, jest Stanisław Wokulski, warszawski przedsiębiorca pochodzący ze zubożałej rodziny szlacheckiej, który dzięki uporowi, determinacji i ciężkiej pracy – czyli inaczej rzecz ujmując dzięki postępowaniu w myśl ideałów pozytywizmu – doszedł w życiu do wielkiego bogactwa. Wokulski urodził się i wychowywał w naprawdę ubogich warunkach. Sytuacja materialna jego rodziny nie dawała mu perspektyw na wzbogacenie się, a już na pewno nie na pójście na wymarzone studia i zdobycie wykształcenia. Młodzieniec ten był jednak zdeterminowany bardziej niż się wszystkim wydawało. W bardzo młodym wieku zaczął pracować, by jak najszybciej rozpocząć zdobywanie środków na opłacenie studiów. Pracował jako kelner w winiarni Hopfera, praca była bardzo ciężka i przebiegała w trudnych warunkach. Wokulski nie był tam traktowany godnie – często spotykał się z docinkami lub wręcz złośliwymi i upokarzającymi dowcipami ze strony starszych współpracowników. Pracował do późna, a nocami doszkalał się, by być gotowym do egzaminów wstępnych. W końcu życie wynagrodziło jego trudy – dostał się na Wokulskiego nie trwało jednak długo, gdyż w niedługi czas potem wybuchło powstanie, w które Stanisław jako patriota i po części romantyk, od razu się zaangażował. Przypłacił to nie tylko niemożnością późniejszego ukończenia studiów, lecz także wieloletnim zesłaniem na Syberię. Kara ta jednak nie złamała w nim ducha oraz determinacji – nadal miał w sobie cele, które pragnął zrealizować. Po powrocie zatrudnił się jako subiekt w sklepie galanteryjnym niejakiego Mincla, w którym dzięki swojej pracowitości i pomysłowości szybko awansował. To on tak naprawdę dźwignął interes z finansowej ruiny i zrobił z niego dobrze prosperujący biznes. Dlatego też został współwłaścicielem sklepu, a po śmierci starego Mincla – właścicielem jedynym. Ożenił się również z wdową po współpracowniku. By uniknąć ciągłych pomówień o tym, że swój majątek zawdzięcza tylko przejęciu interesu i bogatemu ożenkowi, wyjechał na dłuższy czas na wojnę, gdzie pracował jako dostawca broni. Właśnie tam dorobił się prawdziwej fortuny. Jak więc widać, Wokulski był człowiekiem, którego raczej nic nie było w stanie powstrzymać przed osiągnięciem upragnionego celu. Tak było jednak tylko do czasu, w którym poznał Izabelę Łęcką i zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Przez bardzo długi czas zabiegał o względy oziębłej, wyniosłej, egoistycznej i zakochanej w sobie samej arystokratki, robił wszystko, co był w stanie wymyślić, by tylko zdobyć jej serce czy choćby zwrócić na siebie jej uwagę, z finansowym podtrzymywaniem jej zubożałej rodziny przy życiu włącznie. Ona jednak traktowała go cały czas jedynie jako naprzykrzającego się zalotnika, gardziła jego niskim pochodzeniem, chociaż robiły na niej wrażenie jego pieniądze i jego pomoc dla jej ojca. Nieszczęśliwa miłość do Izabeli Łęckiej, popchnęła Wokulskiego do nieudanej próby samobójczej, a w konsekwencji również do wyprzedania całego majątku, oddania sklepu, usunięcia się z życia towarzyskiego i zupełnego zniknięcia bez wieści. Jak więc widać na przykładzie Stanisława Wokulskiego – człowiek ma wpływ na swoje życie w ogromnym stopniu, ale na pewno nie w stu procentach. Dzięki ciężkiej pracy, uporowi, zawziętości i determinacji, jesteśmy w stanie osiągnąć naprawdę dużo, lecz w momencie, kiedy chodzi np. o drugiego człowieka, o jego emocje, myśli, a także uczucia wobec nas samych – jesteśmy bezsilni. Trudno stwierdzić co konkretnie kieruje naszym życiem w takich chwilach – czy jest to los, przeznaczenie, przypadek czy wola jakiegoś bytu absolutnego. Jest to jednak na pewno siła dużo potężniejsza od nas, od naszej woli, naszych chęci i od naszego uporu. Davina siedziała zgarbiona na kanapie, w dłoniach obracała szklankę z grubym dnem. Bursztynowy płyn uderzał o ścianki, a dziewczynę najwyraźniej zastanawiało, jak bardzo może rozhuśtać ciecz zanim wyląduje na podłodze. Ostatnie godziny odcisnęły piętno na jej twarzy. Miała bladą skórę, podkrążone oczy, które błyszczały wypełnione łzami, mimo że nie płakała. Ostatnio często płakała, sam byłem winien wielu jej łez. Ale tym razem nie uroniła ani jednej. Gdy zrozumiała, co się stało z Allie krzyczała tak długo, aż zabrakło jej tchu i osunęła się na ścianę. Od tam tej pory nie powiedziała ani słowa. Skupiła całą swoją uwagę na mieszaniu zawartości szklanki. Chciałem złapać ją za rękę, ale nie mogłem unieść własnej. Prawie nie znałem Allison Cooper, była najlepszą przyjaciółką Daviny, koleżanką mojego brata, ale nie moją. Mimo to, czułem pustkę, którą po sobie pozostawiła. Widziałem cierpienie Langdonów, cały dom był nim przytłoczony. Nawet bliźniaczki były podejrzanie spokojne. Naglę ciszę przerwał dźwięk telefonu. Wszyscy podnieśliśmy wzrok na aparat leżący na blacie. Jako pierwsza zerwała się matka Daviny, odkaszlnęła i odebrała. - Langdon, słucham. – Po drugiej stronie ktoś mówił coś bardzo szybko, a kobieta bezwiednie chodziła po salonie, kiwając głową. W pewnym momencie zatrzymała się i zamarła przy oknie. – Lyanno, jesteś absolutnie pewna? – Kolejna chwila milczenia, Jessica nerwowo skubała dolną wargę. Ojciec Daviny podszedł do żony i położył jej dłoń na ramieniu. – Rozumiem. Oczywiście. Będziemy jak najszybciej to możliwe. Davina podniosła wzrok na rodziców, jej brązowe oko pociemniało, a zielone pojaśniało. Wyglądała absolutnie przepięknie. Położyłem dłoń na jej udzie. Odstawiła szklankę i obiema rękami uścisnęła moje palce. - Co się stało? – Dziewczyna zaczęła drżeć. - Ciało Allie musi zostać zidentyfikowane. – Kobieta miała problem z wypowiedzeniem tych słów. Spojrzała na swoją córkę i zacisnęła mocno usta. – Jesteś jedyną osobą, która może to teraz zrobić. - Co? – zapytałem, zanim w ogóle się zastanowiłem. Państwo Langdon spojrzeli na mnie ze zrozumieniem, widziałem w ich oczach, że nie uważają tego za dobre rozwiązanie. – Nie może… - Tristanie. – Davina pogładziła mnie czule po kłykciach. – Uspokój się. Dlaczego, mamo? Jej głos. Pełen spokoju i opanowania, mimo że wyglądała jakby ledwo siedziała. Przerażał mnie. - Rodzice Allie nie są w stanie… Są pod opieką psychologa i psychiatry. Jesteś wpisana w jej kontakty ICE. – Jessica przyklęknęła przy córce i pogładziła jej kolano. – Dasz sobie radę? Davina przełknęła głośno ślinę. Doskonale wiedziałem, o czym myśli. Nie miała wyboru, od tego zależało, jak szybko wyjaśni się, co się stało z jej przyjaciółką. Nie mogła sobie pozwolić na słabość. - Ktoś musi cię zawieźć – odezwał się mężczyzna. – My nie możemy, a ty nie powinnaś jechać sama. - W porządku, pojadę z nią. – Tym razem mój głos nie brzmiał już, jak głos rozdygotanego nastolatka. Spojrzałem na ojca Daviny, który pokiwał głową w odpowiedzi. - Kochanie, czy chcesz, żeby której z nas z tobą jechało? Dziewczyna pokręciła głową. Puściła moją rękę i wstała z kanapy. Bez słowa ruszyła w kierunku korytarza. Stawiała szybkie i pewne kroki. Obserwowałem jej napięte jak struna plecy, silne mięśnie rysowały się pod delikatnym materiałem sukienki. Na twarz przywołała maskę, idealnie pustą, dzięki której odcięła się od świata zewnętrznego. Chciałem wiedzieć, o czym myśli, co czuje. Bałem się, że zatraci się we własnych emocjach i zapadnie się w nich tak głęboko, że już jej nie dosięgnę. - Nie ma takiej opcji – powiedziałem twardo, gdy ruszyła w stronę drzwi od strony kierowcy. Położyłem rękę na niebieskim lakierze, uniemożliwiając Davinie walkę ze mną. Mimo że sam nie byłem najlepszym materiałem na kierowcę, byłem lepszy od niej. Uniosła dłonie w geście kapitulacji, nie spodziewałem się, że odpuści. Miała tak cichy głos, że w pierwszej chwili zwątpiłem, czy to ona była źródłem dźwięku, czy był to szelest drzew. Złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Zanurzyłem nos w jej włosach, pachnących bergamotką. Davina objęła mnie ramionami za kark. Oddychała ciężko, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale z jej oczu nie popłynęły łzy. Pocałowałem ją w czoło, mocno przyciskając wargi do miękkiej skóry. Wypuściłem ją z objęć i w milczeniu usiadłem za kierownicą jej auta. Ustawiłem fotel i lusterka, po czym uruchomiłem silnik. Chciałem wspierać dziewczynę na siedzeniu obok, kochałem ją od dawna, jeszcze zanim pojawiło się między nami cokolwiek więcej. Nie mogłem patrzeć, jak marnuje się przy boku mojego głupiego brata, który nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki skarb posiada. Chciałem, żeby moja miłość dawała jej siłę, ale jednocześnie bałem się, że ją nią zaduszę. Całą drogę do szpitala, walczyłem ze sobą, by utrzymać wzrok na drodze. Kątem oka spoglądałem na Davinę, która siedziała prosto i spokojnie patrzyła przed siebie. Jej spokój mnie martwił, znałem ją na tyle, by wiedzieć, że kumuluje w sobie emocje. Davina zazwyczaj była dla mnie jak otwarta księga, bez trudu odczytywałem jej uczucia. Jednak tym razem było inaczej, zamknęła się w sobie tak mocno, że przypominała porcelanową lalkę. Bałem się, że jeśli będzie je mocno w sobie skrywać w końcu wybuchnie i nie uda mi się jej podźwignąć. - Przestań – powiedziała, gdy zaparkowałem na parkingu i posłałem jej kolejne zaniepokojone spojrzenie. - Patrzysz na mnie, jakbym była odbezpieczonym granatem i miała ci wybuchnąć w rękach. Nic mi nie jest. Przestań tak na mnie patrzeć – wysyczała mi prosto w twarz. Na jej policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec, który rozlał się na szyję. Ze złością otworzyła lusterko i poprawiła włosy. - Idziemy zidentyfikować ciało twojej przyjaciółki – powiedziałem cicho i powoli. – A ty jesteś przerażająco spokojna, martwię się o ciebie. - Zidentyfikować, to jest słowo klucz. To nie musi być Allie. Zamknęła z hukiem lustro i wysiadła z auta. Siedziałem i w milczeniu obserwowałem jej plecy, gdy zmierzała w stronę szpitala. Nie wierzyła w to, że odnaleziono Allison. Była przekonana, że w kostnicy nie leży jej ciało, Davina nawet nie brała tego pod uwagę. Gdy dziewczyna była już prawie na szczycie schodów, otrząsnąłem się z szoku. Przebiegłem przez parking i dopadłem do drzwi, przeskakując po kilka stopni. Wystarczyło przekroczyć próg, by uderzył we mnie szpitalny zapach: silnych środków czyszczących, chorób i śmierci, ale także życia, którego dowodem były malutkie noworodki, wynoszone w nosidełkach przez dumnych rodziców. Dogoniłem Davinę, gdy wsiadała do windy. Spojrzała na moje odbicie w lustrze i wcisnęła klawisz oznaczający piwnicę. Spojrzałem na jej drobną figurę, rudawe włosy, które nienagannie opadały na plecy. Jej różnokolorowe oczy patrzyły prosto w moje. Zacmokała, widząc mój zszokowany wyraz twarzy. - Chcę iść tam z tobą – powiedziałem, kładąc zdrową rękę na jej ramieniu. - Chcę, żebyś był tam ze mną – odpowiedziała, dotykając moich palców. – Przepraszam za moje zachowanie. Nie wierzę, że to Allison. To nie może być ona. – Na końcu zdania jej głos zadrżał i po raz pierwszy zobaczyłem rysę w jej masce, po którą kryło się przerażenie. – Allie nie zostawiłaby mnie. Skinąłem głową. Zanim otworzyły się drzwi, zdążyłem tylko pocałować ją w czubek głowy. Spletliśmy palce i ruszyliśmy ciemnym korytarzem. W piwnicach było dużo chłodniej, a zapach środków czyszczących był dużo silniejszy. Ciężko było mi oddychać. Dłoń Daviny drżała w moim uścisku. Nasze buty piszczały w kontakcie z linoleum na podłodze. Chłodne światło sprawiło, że twarz dziewczyny stała się jeszcze bledsza niż wcześniej. Zatrzymaliśmy się przed podwójnymi drzwiami do kostnicy. Spojrzałem na Davinę, a ona skinęła krótko głową. Drzwi otworzyła lekarka, na oko trzydziestoletnia z ciemnymi oczami i jasnymi, krótkimi lokami. Jej fartuch był nieskazitelnie czysty, mimo wszystko spodziewałem się, że fartuch patomorfologa będzie ubrudzony krwią. Kobieta spojrzała najpierw na Davinę, a później przeniosła swoje spojrzenie na mnie. - Tristan Smith. Jestem… - Nie wiedziałem, jak określić naszą znajomość. - To mój przyjaciel. – Davina odzyskała głos, czym przykuła uwagę lekarki. – Chciałabym, żeby mi towarzyszył. - Oczywiście, musimy poczekać na oficera policji, zaraz powinien tu być. Otworzyła nam szerzej drzwi. Kostnica nie była przerażająca. Na środku stały dwa metalowe stoły, a wokół nich nie było żadnych narzędzi. Wszystko było uprzątnięte i schowane do szafek, które mieściły się po lewej stronie. Na przeciwległej ścianie znajdowały się lodówki, na ich widok Davinę przeszedł dreszcz. Ściany wcale nie miały upiornego, zielonkawego koloru jak przedstawiają to w filmach, pomalowane były żywą, niebieską farbą. Na moich przedramionach pojawiła się gęsia skórka, temperatura była tu jeszcze niższą niż na korytarzu. Lekarka wskazała nam gestem kierunek, poszliśmy za nią do niewielkiego gabinetu przylegającego do pomieszczenia. Ściany były pomalowane na żółty kolor, co miało odwracać uwagę od wszechobecnej śmierci. Pod ścianą stała mała kanapa, a naprzeciw niej biurko, na którym także panował nienaganny porządek. - Jestem doktor Lyanna Renon. Byłam stażystką u twoich rodziców – zagadnęła lekarka, teraz jej głos był dużo cieplejszy niż przy drzwiach. – Wspaniali ludzie i lekarze. Skierowała nas w stronę kanapy, a sama oparła się o blat biurka. Starała się uśmiechać naturalnie, ale zauważyłem drżenie kącika ust. - Dziękuję – powiedziała Davina, wykręcając swoje palce. Odruchowo położyłem na nich swoją dłoń. Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi. – Miło to słyszeć. - Słyszałam, że dostałaś się na weterynarię. – Dziewczyna pokiwała głową. – Nie chciałaś leczyć ludzi? Poczułem, jak Davina rozluźnia się lekko przy moim boku. Byłem wdzięczny Lyannie, że zajęła dziewczynę rozmową. Była dla niej wyjątkowo miła. Chwilę później dotarło do mnie, że Davina na pewno nie jest pierwszą osobą, która przyszła tu dokonać identyfikacji bliskich zmarłych. Ile cierpień widziały mury tej kostnicy? Na samą myśl po moich plecach przebiegł lodowaty dreszcz. - Chciałam leczyć, od dziecka uwielbiałam medycynę, ale zwierzęta to moja pasja. - Konie? – Lyanna zdawała się sporo wiedzieć o Davinie. Dziewczyna uśmiechnęła się. - Tak. To dla nich idę na ten kierunek. - Twoja mama sporo o tobie opowiadała. Jest z ciebie bardzo dumna. Davina nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ otworzyły się do drzwi i do kostnicy weszło dwóch mężczyzn. Jednego z nich znałem, był to prokurator okręgowy Joseph Gilles, drugi młodszy i wyższy był ubrany w mundur, a na piersi widniało nazwisko Blackthorne. - Panno Langdon – przywitał się prokurator. – Została pani wyznaczona do identyfikacji zwłok, rozumie pani, co to oznacza? – powiedział, bez zbędnych ceregieli. Zacisnąłem mocno zęby, nie podobał mi się ton tego mężczyzny. Nie było w nim ani krzty delikatności. - Musi być pani pewna, co do tożsamości osoby, którą pani zidentyfikuje. W stu procentach pewna. Lyanna Renon skinęła głową i jako pierwsza opuściła gabinet. Davina spojrzała na mnie, a w jej oczach czaił się lęk. - Boję się – wyszeptała tak cicho, że zwątpiłem, czy w ogóle coś powiedziała. Nie przyszła mi do głowy żadna odpowiedź, nie wierzyłem w żadne zapewnienie, że będzie lepiej. Nie miało być. Nie miałem tej nadziei, która przyświecała Davinie. Byłem przekonany, że gdy zostanie odsunięte prześcieradło, nic nie będzie lepiej. Jedyne, co mi pozostało to w milczeniu uścisnąć jej palce i stać za jej plecami, cokolwiek miało się stać. Cześć! Minął mój pierwszy tydzień jako studentki będę Wam go tu opisywać, bo nie od tego jest ten blog. Powiem Wam, że z rozdziałami może być krucho, ale będę się starać cokolwiek jestem, co sądzicie o zmianie narratora. Chcielibyście więcej takich rozdziałów?Bardzo proszę o komentarze, dodają mi mnóstwo otuchy i weny. Wasza, Raven Kiedy Klara dostałą tego niemowlaka – chłopca, Azjatę, to fakt, że lalka ma siusiaka zupełnie jej nie zdziwił – „no przecież to chłopiec, mamo”. Za to wyląd – włosy, oczy, kolor – już tak. Czyli anatomia jest dla dzieci bardziej naturalna, niż różnice rasowe. Przynajmniej w naszym przypadku, ludzi mieszkających w Polsce, w miasteczku z bardzo jednorodną strukturą rasową. Jeśli chodzi o moją reakcję, to lalka Miniland jest doskonała. Ma idealnie wymodelowane ciało z delikatnie pachnącej gumy. A jej proporcje wzbudzają we mnie instynkty opiekuńcze! WIEK: 3+ (mniejsze modele dla maluchów od 2+) CENA: 119 zł ( wersja dla maluchów o wielkości 21 cm i wadze 0,3 kg kosztuje 67 zł) DLA KOGO: dziewczynki, chłopcy, przedszkolaki, młodsza podstawówka OCENA: zdecydowanie polecam, pomijając wartość edukacyjną, one mają w sobie coś z prawdziwych niemowlaków Tutaj znajdziecie zabawkę, którą dziś pokazuję Lalkę Miniland, chłopca, Azjatę. A tu możecie obejrzeć inne lale z tej serii Lalki Miniland. Kiedy byłam mała lalki bobasy dopiero pojawiały się w Polsce i były hitem. Najczęściej miały gumowe ręce, nogi, głowę przytwierdzone nieruchomo do materiałowego tułowia i całkiem ładne twarze. Choć już wtedy zdarzały się egzemplarze sprowadzane „po taniości” z tak makabrycznymi minami, że nawet my, małe entuzjastki zabawek, nie chciałyśmy takich podopiecznych. Dziś wybór bobasów jest tak ogromny, że nie wiadomo, w którą stronę skierować portfel. Jednak jak tylko wpadłam na trop lalek Miniland, to od razu wiedziałam, że właśnie je chcę pokazać. Anatomiczne Miniland to lalki średniej wielkości (38 cm), mają ruchome ręce, nogi i głowy, ale niezamykane oczy. Są sprowadzane z Hiszpanii i sprzedawane w bieliźnie, jednak można dokupić do nich ubranka. Ich gumowa skóra delikatnie pachnie słodyczami. Miniland to lale antropologicznie i anatomicznie poprawne. Możemy więc wybrać między różnymi rasami oraz dobrać płeć. I tak w naszym domu może pojawić się na przykład dziewczynka Latynoska, chłopiec Azjata, czy mały Europejczyk. Lalki mają odpowiedni kolor skóry, charakterystyczne włosy, rysy a do tego detale anatomiczne i proporcje niemowlaków. Ta zabawka poza tym, że jest zwyczajnie ładna i dobrze wykonana, to też doskonały pretekst do rozmów o wielokulturowości, różnorodności czy geografii. Bobasy Miniland polecam od 4 roku życia. Ich waga wynosi 0,7 kg. Proszę, żebyście zwrócili uwagę na to, jak doskonale wymodelowane są ciała tych lalek. I nie chodzi tylko o zaznaczoną płeć. Mnie na przykład rozczuliły widoczne z tyłu: zarysowany kręgosłup, fałdki na udkach i małe kreseczki nad pupą i pod pachami bobasa. Naprawdę jest coś takiego w tych zabawkach, że kiedy je podnosisz, to – jeśli jesteś rodzicem, babcią, dziadkiem, ciocią, kimś, kto miał do czynienia z niemowlakami – ręce same układają się dokładnie jak do trzymania prawdziwego dziecka. Zresztą zauważcie, że lalka jest niewiele mniejsza od noworodka – ma 38 cm długości, jeszcze 12 i byłaby 1:1 jak prawdziwe dziecko. Oczywiście dobrze, że jest mniejsza, bo jej „rodzicem” będzie kilkulatek (też mniejszy od prawdziwego rodzica). Na zdjęciach mogliście zobaczyć jeszcze Pościel LAS I NIEBO (w mini wzory), króliczka Alilo i łóżko drewiane Goki.

co ma w sobie lalka odpowiedzi